Co myślicie o takim przejeździe jak poniżej na zdjęciu.
Czy waszym zdaniem jest to prawidłowe rozwiązanie?
Czy może warto by było odsunąć przejazd rowerowy i przejście dla pieszych tak aby były oddalone od krawędzi jezdni głównej o 5 metrów? Umożliwiło by to oczekiwanie pojazdu i równoczesny możliwy przejazd rowerzysty bez konfliktu. W moim mieście jest wiele takich przejazdów i powodują konflikty z rowerzystami. Auto które ustępuje pierwszeństwa musi zatrzymać się na ścieżce rowerowej. Jak w tedy ma zachować się rowerzysta? Czy może wyminąć auto? Czy musi oczekiwać na możliwość przejazdu?
W mojej opinii rozwiązanie kontrowersyjne, aby nie powiedzieć niebezpieczne.
Brak miejsca na włączenie się pojazdu do drogi z pierwszeństwem w sposób naturalny budzi konflikt z rowerami i pieszymi. Dla dróg osiedlowych gdzie jest małe natężenie ruchu to można takie rozwiązania z powodzeniem stosować i wręcz chwalić.
Obecnie w miastach jest coraz więcej pojazdów - zarówno samochodów jak i rowerów, w konsekwencji te potoki gdzieś się spotykają i tam jest narastająca wojna. Aż ktoś wymyśli bezwzględne pierwszeństwo jednego użytkownika kosztem innego i dramat będzie się pogłębiał.
Jeśli jest miejsce to robi się odchylenie toru jazdy, aby jeden pojazd (ok 5m) mógł stanąć między P-13 a P-11. Jeśli nie ma miejsca to na siłę nie "komponujemy" takiego cuda tylko myślimy o wszystkich.
Oczywiście nikt nie robi pomiarów ruchu, które pozwalają dużo powiedzieć co się dzieje w terenie. Nikt nie sprawdza czy te potoki ruchu mają swój dalszy los w sieci okolicznych dróg, bo przecież nikt nagle się na nie pojawia - przyjechał z jednej lokalizacji i zmierza do własnego celu.
Mając na uwadze ulubiony system zero jedynkowy oceniam rozwiązanie na nie.